Tym razem wyjątkowo – na temat książki. A w zasadzie cyklu
książek. Trylogia „Apokalipsa Z” autorstwa Manela Loureiro powaliła mnie na
kolana tak niespodziewanie, jak atak hordy zombie, o których opowiada.
Dwie pierwsze książki cyklu otrzymałam z okazji urodzin od
Brata i jego dziewczyny, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. Przysięgam, że
dawno żadna książka (wyłączając oczywiście powieści Stephena Kinga) nie
wciągnęła mnie aż do tego stopnia. W efekcie, kończąc drugi tom, musiałam
zamówić trzeci.
Początkowo podchodziłam do tej historii jak do jeża. Raz, że
zaczęła się od internetowego bloga, dwa – historii zombie namnożyło się mnóstwo i niekoniecznie
wszystkie są warte uwagi (np. „Przegląd końca świata”, przez którego
infantylność nie byłam w stanie przebrnąć), trzy – rzadko mam do czynienia z
hiszpańskimi autorami. Muszę jednak przyznać, że jakość tej prozy zaskoczyła
mnie równie mocno, jak pierwsza część filmu „Rec.” (nomen omen – również
hiszpańskiej produkcji).
„Apokalipsa Z” opowiada historię pewnego hiszpańskiego
adwokata, który musi sprostać apokalipsie, jaka rozpętała się przez przypadkowe
zbombardowanie zapomnianego laboratorium w Dagestanie. Jaka „choroba” została uwolniona,
każdy może się domyślić. Poprzez ratunkowe ekipy medyczne z prawie wszystkich
państw świata, epidemia zebrała globalne żniwo.
(Uwaga, drobny spoiler!)
Pierwszy tom pisany jest w formie pamiętnika ocalałego
adwokata (jego imię pada jeden, jedyny raz pod koniec trzeciego tomu), który ze
swoim kotem Lukullusem walczy o przetrwanie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje
fakt, że pupil głównego bohatera przeżył do samego końca historii. Kolejne tomy
są na przemian pamiętnikiem i zewnętrzną relacją narratora (gdy w grę wchodzą
inne grupy niż główni bohaterowie).
By nie zdradzać zbyt wiele – są to książki napisane przez
osobę o ogromnej wyobraźni oraz empatii, znającej doskonale pojęcie głębokiej
miłości i przywiązania, a jednocześnie zdającej sobie sprawę z tego, ile trzeba
poświęcić dla przetrwania. Mówiąc kolokwialnie – pełny szacun, Manel.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz