eyes

eyes

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Apokalipsa Z

Tym razem wyjątkowo – na temat książki. A w zasadzie cyklu książek. Trylogia „Apokalipsa Z” autorstwa Manela Loureiro powaliła mnie na kolana tak niespodziewanie, jak atak hordy zombie, o których opowiada.

Dwie pierwsze książki cyklu otrzymałam z okazji urodzin od Brata i jego dziewczyny, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. Przysięgam, że dawno żadna książka (wyłączając oczywiście powieści Stephena Kinga) nie wciągnęła mnie aż do tego stopnia. W efekcie, kończąc drugi tom, musiałam zamówić trzeci.

Początkowo podchodziłam do tej historii jak do jeża. Raz, że zaczęła się od internetowego bloga, dwa – historii  zombie namnożyło się mnóstwo i niekoniecznie wszystkie są warte uwagi (np. „Przegląd końca świata”, przez którego infantylność nie byłam w stanie przebrnąć), trzy – rzadko mam do czynienia z hiszpańskimi autorami. Muszę jednak przyznać, że jakość tej prozy zaskoczyła mnie równie mocno, jak pierwsza część filmu „Rec.” (nomen omen – również hiszpańskiej produkcji).

„Apokalipsa Z” opowiada historię pewnego hiszpańskiego adwokata, który musi sprostać apokalipsie, jaka rozpętała się przez przypadkowe zbombardowanie zapomnianego laboratorium w Dagestanie. Jaka „choroba” została uwolniona, każdy może się domyślić. Poprzez ratunkowe ekipy medyczne z prawie wszystkich państw świata, epidemia zebrała globalne żniwo.

(Uwaga, drobny spoiler!)

Pierwszy tom pisany jest w formie pamiętnika ocalałego adwokata (jego imię pada jeden, jedyny raz pod koniec trzeciego tomu), który ze swoim kotem Lukullusem walczy o przetrwanie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje fakt, że pupil głównego bohatera przeżył do samego końca historii. Kolejne tomy są na przemian pamiętnikiem i zewnętrzną relacją narratora (gdy w grę wchodzą inne grupy niż główni bohaterowie).


By nie zdradzać zbyt wiele – są to książki napisane przez osobę o ogromnej wyobraźni oraz empatii, znającej doskonale pojęcie głębokiej miłości i przywiązania, a jednocześnie zdającej sobie sprawę z tego, ile trzeba poświęcić dla przetrwania. Mówiąc kolokwialnie – pełny szacun, Manel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz