Film tak zły, że chyba po raz pierwszy zgadzam się z opinią
Filmwebu. Owszem, trzyma klimat klaustrofobicznej, tajemniczej, 3-bocznej
piramidy, dysponuje standardowym zestawem straszaków i wielokrotnie pokazuje
rozwój sytuacji „okiem kamery”, co dodatkowo intensyfikuje napięcie
(ograniczony zakres widzenia). Ale jest ZŁY i to po wielokroć.
UWAGA SPOILERY
Pomijam zestaw postaci – archeolog, jego uparta blond-córka,
jej facet – spec od technologii oraz dziennikarka i kamerzysta. Pomijam też początek
akcji, gdy w obliczu zamieszek w Kairze, cała ekipa pcha się pod ziemię, by
wyciągnąć uszkodzony łazik. Ok - sztampa, ale konieczna dla rozwoju akcji.
Później robi się po prosu śmiesznie.
- Zbrojownia
Odkryta przez naszych bohaterów na samym początku w czubku piramidy
zbrojownia, do której prowadzi wykuty w suficie, okrągły (!) otwór. Następuje
krótka dyskusja o tym, czy jest to broń rytualna czy faktycznie używana
(odkryte na ostrzu ślady krwi są rozstrzygające – choć nie wiem czemu).
Niestety, nie udało mi się ustalić, czy po kilku tysiącach lat spryskanie
luminolem (lub innymi substancjami do wykrywania krwi) w ogóle działa. Tak czy
inaczej, jak się później okazało, ta scena i tak nie ma większego znaczenia –
zostaje zapomniana.
- Środki bezpieczeństwa
Niby naukowcy, a nie dość, że wchodzą tam, gdzie ich nie
chcą, to jeszcze bez zabezpieczeń. Maseczki na nos i usta to niewielka ochrona
przed czymś, co zatruło osobę, która jako pierwsza otworzyła grobowiec
(rozległe zmiany skórne i bielmo w obu oczach). Dalsze wydarzenia to udowodniły
(„wszyscy jesteśmy zainfekowani!” – no shit, Sherlock). Nasi przezorni
bohaterowie zabrali ze sobą nie liny, uprzęże, haki i apteczkę, a zwykły
drucik, który – jak łatwo przewidzieć – przerwał się tuż po wizycie w zbrojowni.
- Pułapki
Nie zdziwicie się zapewne na wieść, że zostały tu
zastosowane najbardziej przewidywalne pułapki rodem z Indiany Jonesa – piasek
sypiący się z gargulców (nie pytajcie mnie, skąd gotyckie rzeźby w starożytnej
piramidzie), opadające ściany, sala z kolcami... Brakowało jeszcze tylko
zbliżających się do siebie ścian i wielkiej kuli toczącej się z górki. No
litości...
- Pomoc
Speca od techniki przygniótł głaz. Wiemy, że parę metrów
wyżej grasuje drapieżnik. Zostawmy go jedynie z lampą gazową, a po paru
metrach, słysząc jego krzyk, wróćmy (zostawiając resztę grupy) tylko po to, by
odkryć plamę krwi i wpaść w panikę... Druga sytuacja – kobieta wpadła do sali z
kolcami, nadziewając się na nie prawą stroną brzucha, udem i ramieniem.
Zacznijmy ją zdejmować z kolców, po czym w połowie drogi stwierdźmy, że „nie,
bo się wykrwawi” i opuśćmy ją z powrotem powodując jeszcze większe uszkodzenia
ciała. Dla tych państwa odznaka wzorowego ratownika!
- Masoneria
Nie mogło ich zabraknąć, nieprawdaż? Znaleziono, co prawda,
tylko jednego, za to z zapisanym prawie do ostatniej chwili życia dziennikiem.
To się nazywa poświęcenie dla wiedzy! Nie, papier z jakiegoś powodu nie
rozsypał się im w rękach.
- Potwory
Czyli to, co dobiło mnie najbardziej. Po pierwsze –
zmutowane koty. Pan „Mądry Archeolog” zidentyfikował je jako sphinxy i
faktycznie, tak wyglądają. Jednak muszę zasmucić twórców filmu: choć nazwa
pasuje, sama rasa powstała samoistnie w 1962 roku, w Kanadzie. Co więcej, według
niesamowicie mądrej teorii naszego bohatera, koty przetrwały w piramidzie bez
wody i jedzenia kilka tysięcy lat, bo – uwaga – zjadały siebie nawzajem, jak
szczury. Co za wielopokoleniowa uczta!
Szczytem wszystkiego jest jednak „główny zły”, czyli Anubis.
Według bajdurzenia archeologa, został on uwięziony w piramidzie, bo szalał po
ziemi w poszukiwaniu czystego serca, które zrównoważyłoby jego wagę dobra i zła,
gdyż miał jakiś konflikt z ojcem, Ozyrysem. Ja rozumiem, że połączenie głowy
szakala i ciała człowieka może przerażać, ale nigdzie w mitologii nie zostało
wspomniane, że Anubis był złym czy szalonym bogiem. Nie miał też żadnego
konfliktu z ojcem, a jego kontakt z Wagą Dusz był po prostu obowiązkiem – nie
zabijał w tym celu nowych osób, na pewno nie cierpiał z powodu nudy.
Podsumowując. Na pewno mogłabym wymieniać kolejne ułomności
filmu, jednak to właśnie są momenty, przy których śmiałam się najgłośniej.
Wszystkim miłośnikom horroru radzę, by omijali tę szmirę szerokim łukiem.
Natomiast filmowcy XXI wieku mogliby się trochę przygotować i sprawdzić, czy
bajki podane w scenariuszu są choć trochę prawdopodobne. Współczesnego widza
coraz trudniej oszukać.


